środa, 30 grudnia 2015

William Szekspir: "Hamlet"

William Szekspir, Hamlet
przełożył Józef Paszkowski
Prószyński i S-ka
Warszawa 2001
/
przełożył Władysław Tarnawski
Zakład Narodowy imienia Ossolińskich
Wrocław 1953

W zasadzie czytałem dwie różne ksiązki. Zacząłem od wydania z Ossolińskich z 1953 roku w przekładzie Władysława Tarnawskiego. Potem spędzałem czas w innym miejscu, ale nie zabrałem ze sobą mojej książki. Na szczęście był pod ręką Hamlet Prószyńskiego i Spółki z 2001 w przekładzie Józefa Paszkowskiego.  A kiedy w pewnym momencie chciałem znowu wrócić do Tarnawskiego, to zrozumiałem, czemu przekład Paszkowskiego jest uznawany za najlepszy. Zwyczajnie nie mogłem się przestawić i zdecydowałem o kontynuowaniu Paszkowskiego. To właśnie z tego tłumaczenia pochodzi większość zwrotów, które weszły na stałe do języka polskiego.  

Hamlet zadziwił mnie, w przekładzie Paszkowskiego, autentycznością przeżyć bohatera. W jego odpowiedziach czy monologach pobrzmiewały myśli i uczucia, które równie dobrze mogłyby być udziałem współczesnego człowieka. Często się bowiem zdarza, że dzieła z dawniejszych epok wydają się nieautentyczne, sztuczne czy być może odzwierciedlające duchowość tamtego konkretnego czasu, ale nie przystające do rozumienia świata przez późniejszego czytelnika. Jednak Hamlet jawi się tu jako człowiek z duchowością, którą w zupełności można zrozumieć. Złość, kpina, szyderstwo – wszystko brzmi w ustach Hamleta w przekładzie Paszkowskiego świeżo i zrozumiale. Nie ma żadnych trudności, by wczuć się w jego emocje i je zrozumieć. Do tego, gdy Hamlet udaje szaleństwo jego odpowiedzi są momentami naprawdę zabawne. Nie raz zdarzyło mi się uśmiechnąć, chociażby przy rozmowie Hamleta z Poloniuszem o kształcie chmury w trzeciej scenie trzeciego aktu, która kończy się słowami: „No, to dobrze; zaraz pójdę do matki. Z tymi głupcami trzeba by zgłupieć na prawdę. Zaraz idę (s. 125).

Zaciekawił mnie, to z kolei z wydania z 1953 roku, wspaniały wstęp Grzegorza Sinko. Brakuje mi w dzisiejszych wydaniach tego rodzaju przedmów i zarysowania tła utworu. Nie chodzi tu o samą wiedzę, ale o piękny, literacki język. Grzegorz Sinko pisze swoje słowa grzecznie, elegancko i widać, że drzemie w jego tekście znawstwo tematyki. Oczywiście są ideologiczne wstawki, których zapewne w 1953 nie dało się uniknąć. Przykładowo we fragmencie „V. Przyjęcie i wyjaśnianie »Hamleta«” Sinko dodaje „Rewolucja francuska nie ziściła pokładanych w niej nadziei; załamała się ona ustępując miejsca dyktaturze wojskowej Napoleona wspierającej rozwój nowoczesnego kapitalizmu, a co za tym idzie zwiększenie wyzysku i niesprawiedliwości” (s. 29). Rok wydania jednak wiele tłumaczy, a dzięki temu wstępowi, którego brakuje w wydaniu Prószyńskiego, dowiadujemy się o źródłach, z których czerpał Szekspir, o informacjach w kronice Saxo Grammaticusa z XII wieku, o XVI-wiecznych „Historiach tragicznych” Belleforesta, o „Tragedii hiszpańskiej” Kyda z 1594, która wprowadziła gatunek tragedii zemsty na sceny angielskie i wreszcie o niezachowanym do naszych czasów dziele, który na wzór Tragedii hiszpańskiej” przedstawił historię o Hamlecie. Aby nie dać pola konkurującemu z trupą Szekspira grupie aktorów, Szekspir przerobił twórczo znaną mu i popularną historię o duńskim księciu, tworząc w ten sposób jeden z najbardziej znanych światowych dramatów. Takie tło powstania utworu jest bardzo ważne, pozwala bowiem wpisać dzieło w ciąg rozwoju literatury, a także „sprowadzić na ziemię” dzieło, o którym każdy wie, ale nie każdy czytał.

Equestria Girls Sekretnik
Wyd, Egmont, Warszawa 2014
Fascynuje ilość cytatów z Hamleta w dzisiejszej kulturze. Zapożyczenia występują przecież nie tylko w literaturze, np. w „Romantyczności” Mickiewicza, co jest najbardziej znane, nie tylko w kulturze popularnej, np. w filmach Hydrozagadka czy Vabank (na marginesie: długo szukałem w Internecie autora przekładu słów „Something is rotten in the state of Denmark” na „Źle się dzieje w państwie duńskim”, bo tłumaczenie to nie jest autorstwa ani Paszkowskiego, ani Tarnawskiego, ale nie udało mi się znaleźć źródła tego tłumaczenia), ale nawet w „Sekretniku”, który został wydany dla małych dziewczynek zapatrzonych w postaci z bajki „My Little Pony: Equestria Girls”. Wpadł mi przypadkowo w ręce właśnie ten sekretnik i od razu zobaczyłem cytat z Hamleta „Słowa, słowa, słowa”. Widać Hamlet wręcz obezwładnia swoją wszechobecnością.

Z ciekawostek, które tym razem idą wbrew powszechnym wyobrażeniom jest to, że Hamlet nie pojawia się z czaszką podczas wygłaszania swojego monologu „być albo nie być”. Hamlet chwyta czaszkę dopiero na początku piątego aktu (swoją drogą podział na sceny i akty pochodzi nie od Szekspira, a został nadany sto lat później) w scenie z grabarzami.

Znalazłem też jednak, przypadkowo, dziwne odejście od oryginału w wersji Paszkowskiego. W scenie pierwszej aktu pierwszego, gdy na scenę wchodzą Horacy i Marcellus, Francisko zadaje pytanie „Stój! kto idzie?” i teraz u Paszkowskiego pierwszy odpowiada Marcellus („Lennicy Dani”), a potem Horacy („Przyjaciele kraju”) (s. 8). Taka kolejność jest też zachowana w wersjach Paszkowskiego dostępnych w Internecie (na przykład tu). Natomiast w oryginale (na przykład tu) kolejność odpowiedzi jest odwrotna. Wpierw Horatio („Friends to this Ground”), potem Marcellus („And liegemen to the Dane”). Do tego w wersji Prószyńskiego te dwie odpowiedzi z nieznanych przyczyn opatrzone są cudzysłowem.


Mimo tych drobnych nieścisłości zdecydowanie Hamlet potwierdza moją tezę, oczywistą, a jednak często nieuświadamianą, że to nie dlatego czytamy pewne dzieła, że one weszły do klasyki, ale że pewne dzieła weszła do klasyki właśnie dlatego, że były tak popularne i często czytane, a przez tą popularność uwidaczniało się, że niosą one jakieś prawdy ogólne, wspólne dla większości czytelników czy widzów sztuk teatralnych. Mi trudno było się oderwać od Hamleta. 

niedziela, 27 grudnia 2015

Cezary Bielakowski, Piotr Nisztor: "Jan Kulczyk. Biografia Niezwykła"

Przez długi czas nie robiłem żadnych notatek z przeczytanych książek, nie tworzyłem też żadnych zapisków na blogu. Początkowo czułem, że zwraca mi to wolność czytania i że już nie jestem więźniem notatnika i długopisu, które towarzyszyły mi zawsze podczas lektury. Nie było też tej wewnętrznej blokady, która nie pozwalała zacząć nowej książki nie uporawszy się wcześniej z podsumowaniem na blogu poprzedniej. Dziś jednak poczułem chęć powrotu do dawnych zwyczajów. Zatem spróbuję ponownie dzielić się wrażeniami z lektur. 


Cezary Bielakowski, Piotr Nisztor Jan Kulczyk. Biografia Niezwykła

Fronda PL
[bez miejsca i daty]



Książka zwróciła moją uwagę w Empiku, kiedy miałem tam chwilę wolnego czasu na przejrzenie książek na wystawach. Jan Kulczyk był od dawna dla mnie osobą, co do której nie można mieć obojętnego stosunku. Zawsze kojarzyłem go jako człowieka, który niczego sam nie stworzył, a który swoje bogactwo osiągnął na zasadzie "taniej kupię, drożej sprzedam". Do tego emblemat Frondy na okładce dawał mi nadzieję na to, że książka będzie krytycznym spojrzeniem na zmarłego niedawno miliardera i w miarę uczciwym z nim rozrachunkiem. Pobieżny rzut oka na kilka stron (a pamiętam dobrze, że trafiłem na stronę 75 i fragment zaczynający się od słów "Fabryka tarpanów w Antoninku lata świetności miała dawno za sobą. Bankrutowała”) dawał nadzieje, że będzie to książka podnosząca także ekonomiczne i społeczne uwarunkowania czasów kariery Jana Kulczyka. Liczyłem więc na biografię z elementami historii gospodarczej. Dodatkowo w oczy rzucało się nazwisko Piotra Nisztora – osoby, która ujawniła aferę podsłuchową. Sama książka była też ładnie wydana, w twardej, grubej okładce, na dobrym papierze. Książkę kupiłem.

Niestety, ta pozycja okazała się dla mnie kompletnym nieporozumieniem. Zamiast rzetelnej biografii przeczytałem luźny zbiór przyczynków do życiorysu wraz z dodatkowymi wątkami dodawanymi na zasadzie raczej chronologicznej, co tworzy zbiór dwudziestu rozdziałów tak różnych jak na przykład krótka lukrowana historia ojca Jana Kulczyka czy wykaz samochodów VW dostarczanych do policji. Zresztą sami autorzy piszą "Rozdziały książki są jak rozrzucone puzzle. Każdy można czytać osobno" (s. 9).  Książka, jak dowiadujemy się, powstała na także na podstawie rozmów autorów z Janem Kulczykiem. Piotr Nisztor i Cezary Bielakowski opisują je tak: "[Wypowiedzi Jana Kulczyka] to przede wszystkim polemika z krytyką i zarzutami, jakie towarzyszyły miliarderowi (...)" (s. 9) i taka jest ta książka. 


Z lektury wyłania się dość niewinny, prostolinijny i w zasadzie sympatyczny obraz miliardera wraz z naiwnymi tłumaczenia większości sytuacji. Wszelkie kontrowersje są wyjaśniane a to działaniem przypadku, a to brakiem alternatyw, a to umiejętnościami biznesmena. Jest to polemika z krytykami Jana Kulczyka. Dostajemy więc powierzchowny obraz człowieka bez większych właściwości, 
czasem tylko zdradzającego bardziej ludzkie cechy jako zapominanie dat. Wiele wątpliwości jest wyjaśnionych w zasadzie w jeden sposób: szczęście. Nawet jeden z rozdziałów z nazwy odwołuje się do tego czynnika: "Volkswageny z odrobiną szczęścia" (a nagłówek stron rozdziału od strony 69 do 79 brzmi "Volkswageny z odrobiną szczęście", co nie daje dowodu na rzetelność korekty). 

Książka jest bowiem pełna błędów edytorskich, jest niespójna pod względem interpunkcji i korekty. Przykładem najjaskrawszym jest strona 41 opisująca aferę Orlenu i związki Kulczyka z firmą, no właśnie - jaką? Padają na tej stronie kolejne 

warianty "Rotche Energy", "Roche Energy" i wreszcie "Grupa Rotch". Wszystko na jednej stronie, a przecież chyba nietrudno sprawdzić, jak prawidłowo zapisuje się Rotch Energy. Podobnie rzucające się błędy rozsiane po całej książce dotyczą
rodziny Porsche, której członków czasem nazywają autorzy "Porche", na przykład na stronie 78. Podobnych błędów jest więcej. 


Książka próbuje też w trochę naiwny sposób kreować spór, wręcz pojedynek Jana Kulczyka, jako dobrego, spokojnego inwestora ze złym, zawziętym na niego ministrem skarbu w rządzie SLD Wiesławem Kaczmarkiem. W rozdziale o prywatyzacji poznańskich browarów możemy przeczytać "Opowiada osoba znająca kulisy tych negocjacji: Kaczmarek był wściekły, k...wami podobno rzucał. Miał świadomość, że Kulczyk «wydmuchał do na perłowo». I nie mógł nic zrobić, bo skarb państwa dostał 75 milionów dolarów, o których w innej sytuacji nie mógł nawet pomarzyć" (s. 94). Ach jak to pysznie Jan się odegrał na Wiesławie!


W biografii z nieznanych przyczyn pojawia się tylko dwa przypisy: na stronach 174 i 216 odnośnie do publikacji gazetowych, mimo że w książce jest zapożyczeń prasowych więcej. Fatalne wrażenie robi w ogóle niespójny format tych dwóch przypisów cytatów, choćby dat publikacji "19 listopada 2004" i "10.07.2003".


Podsumowując, uważam, że książka to zmarnowany czas i pieniądze. Książka okazała się tworzonym pospiesznie bestsellerem (mam takie przeczucie, że fakt wywindowania tej pozycji książkowej na wysokie miejsce list sprzedaży Empik mógł mieć różne powody) na Święta. Podarunkiem pod choinkę, na którym wydawca może zarobić. Ewentualnie rozbrojeniem jakiejś bomby, która zapowiadała krytyczną biografię. Z książki nie zrozumiemy tego, co stało się powodem sukcesu, jakie cechy charakteru zadecydowały o wielkich osiągnięciach biznesowych doktora Jana, nie dowiemy się też nic o Kulczyku – człowieku. Owszem, książka przytoczy nam kilka ciekawych faktów, opisze kilka nazwisk ludzi, którzy byli o orbicie miliardera, usystematyzuje daty, ale do klasyków biografii autorom książki niestety bardzo daleko.