poniedziałek, 30 maja 2011

Stefan Kisielewski: "Głową w mur"

Stefan Kisielewski, Głową w mur,
Oficyna Wydawnicza Volumen
Warszawa (bez daty)

Być może część osób wie, że nie jestem zwolennikiem serii książkowych. Pisałem o tym kiedyś na swoim blogu. Uważam bowiem, że seria wydawnicza (z pominięciem może wydania dzieł jednego autora) przyciąga w pewien sposób osoby niewyrobione i leniuchów intelektualnych. Tworząc serię ktoś decyduje arbitralnie o kryterium, ale efekt swojej pracy narzuca hasłami obiektywizmu. Trochę podobnie jest według mnie z serią „Kanon literatury podziemnej”. Gdy widzę słowo „kanon” to automatycznie wzmaga się moja czujność. Nie chcę się zbytnio rozwodzić nad tym, czy w ogóle sensowne jest tworzenie „kanonów” mimo zapewnień ze wstępu, że towarzyszą temu jak najlepsze intencje. 

Pozwolę sobie więc tylko na wstępie na kilka uwag wydawniczych odnoszących się do książki Stefana Kisielewskiego wydanej właśnie w ramach tego kanonu. 

Problem mam już z samym tytułem książki. Na okładce widnieje ona w takiej formie „Głową w mur. Felietony zdjęte przez cenzurę”, na stronie 3 czytamy „Głową w mur. Felietony wybrane”, a na stronie 4 widzimy wśród wszystkich książek z „kanonu” taki tytuł: „Felietony zdjęte przez cenzurę (wybór Jan Gondowicz)”. W zasadzie wspólnie jest tylko nazwisko autora. To pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy. 

Jerzy Gondowicz wybrał 40 felietonów, które łączy fakt, że zostały zdjęte przez cenzurę. O czym to świadczy? Bardziej niż o twórczości Kisiela świadczy to o działalności cenzury. Kisielewski był bardzo płodny, ale czemu akurat z działalności cenzury (choć sam Kisiel uważał, że nie powinno się tego słowa odnosić wobec Głównego Urzędu Kontroli Prasy)tworzyć kryterium? Rozumiem, gdyby powiedzieć, że to tylko te, które ukazały się w drugim obiegu. Ale działalność cenzury jako wyznacznik literacki do mnie nie przemawia. Do tego absurdu Jerzy Gondowicz dołącza posłowie „Tertium datur!”, z którego dowiadujemy się, że „skalę geniuszu Kisiela wyznaczają dwa felietony, z których każdy stanowi arcydzieło – oczywiście takie, jakie można było napisać w Peerelu” (s. 294). Chodzi tu o felietony „Moje typy” oraz „Historia tubki z klejem”. Obu nie ma w zbiorze. Wyborne to, by zebrać felietony i dopisać o dwóch będących miarą geniuszu, ale ich nie zamieścić, pewnie dlatego, że cenzura ich nie zdjęła. 

Do tego czynienie z cenzury kryterium wyboru nie współgra z tym, co pisał sam Kisiel. Ale po kolei, pod felietonami zapisane jest miejsce i czas publikacji. Najczęściej jest to paryska „Kultura” i teraz pozostaje mi się tylko domyślać, o co chodzi. Czy te felietony zostały zdjęte przez cenzurę w kraju i dlatego wysłane do Giedroycia, a może ukazały się później w drugoobiegowych wydaniach? Jeśli to pierwsze, to wtedy pewnie trudno mieć je za miarę życia umysłowego w PRL-u, co sam Kisiel kwitował: „Bo zważmy: pisuję opozycyjnie nie dla kraju, gdzie byłoby to ważne, lecz dla emigracji, która z natury rzeczy jest dostatecznie opozycyjna, a ma do dyspozycji całą prasę światową. Natomiast w kraju czyta mnie co najwyżej paru facetów z KC, którzy będą mnie za to krajać i wykańczać” (s. 17), „miesięcznik paryski to u nas rarytas, taki niemal, jak przedwojenna kiełbasa zwykła" (s. 18). Podobnie wypowiadał się wielokrotnie. A jeżeli wybór nastąpił z drugoobiegowego wydania jego felietonów (jak możemy się dowiedzieć z ostatniej strony książki), to po co podawać odnośniki do Kultury? 

W dużej części felietony Kisiela czyta się z prawdziwą przyjemnością. Niektóry nie są wręcz zwykłymi felietonami, ale stają się odrębnymi esejami, które czytać i przytaczać warto. Szczególną wartość niosą dla mnie „Wspomnienia polityczne (odczyt wygłoszony w kraju i za granicą)” (s. 115), które stają się mini historią, małym wykładem na temat prób stworzenia opozycji w kraju. Ciekawy w całości jest „O krakowskim papieżu i jego polskiej podróży” (s. 197), co staje się wykładem na temat kościoła w Polsce, ale szczególnie mocno polecałbym „Moje wyznanie niewiary” (s. 272), gdzie dystansie do wszystkich pewników nauki i humanistyki Kisiel proponuje zbudowanie sobie perspektywy zdrowego spojrzenia na świat, bez bycia niewolnikiem jakiejkolwiek ideologii.

Niedawno jeden z moich znajomych powiedział: „Nie czytam już Ziemkiewicza, bo on ciągle pisze to samo”. O tym że felietoniści często piszą to samo można się zwłaszcza przekonać z wyboru dziełek Kisiela. Mimo, że rozciągnięte w czasie, to często pojawiają się te same anegdoty, te same chwyty retoryczne i odwołania wciąż do tych samych rzeczy. Przykładowo porównaniu pewnych rzeczy do odcisku na nodze, który jest przecież częścią ciała pojawia się w dwóch felietonach, jednym z 1977 (s. 35) i w innym z roku 1979 (s. 51). Inny przykład to porównanie Polski do Irlandii w formie: „Polska jest jak Irlandia: kto stąd wyjedzie, robi światową karierę” (s. 233 i 255). Takich przykładów wielokrotnych użyć jest w wyborze felietonów Kisiela bardzo dużo. Ale poza chwytami pojawiają się te same tematy. Bazując tylko na tym, co rzuciło mi się w oczy stworzyłem mały katalog głównych motywów. Widać, że Kisiel szczególnie upodobał sobie wątki:
1.       Huta Katowice, jako szczególny bezsens gospodarczy
2.       Cenzura: gra z czytelnikiem, ale też i zmarnowana praca i wypaczone teksty
3.       Jak się ma komunizm do socjalizmu i dlaczego warto zostawić słowo socjalizm komunistom
4.       Dwoma światami jest to, co myśli o Polsce ludność w kraju i to, co myślą Polacy poza granicami
5.       PRL rozprawiając się z rzemieślnikami i drobnymi wytwórcami podciął swą egzystencję: ideologiczną i gospodarczą
6.       Rewaloryzacja miast, ich niszczenie pod rządami PRL-u.
7.       Potencjalne zjednoczenie Niemiec (ich finlandyzacja) i tego efekt dla Polski
8.       Jak Zachód pożyczkami konserwuje komunizm myśląc, że go tym osłabia

Na koniec kilka rzeczy z felietonów, które zanotowałem i które wydały mi się dość ciekawe. Nazwanie aktywnych do dziś Daniela Passenta i Jerzego Urbana „naczelnymi spłyciarzami  Rzplitej” (s. 69), a najbardziej znamienne dla dzisiejszej sytuacji tego drugiego jest przywołanie przez Kisiela jego wypowiedzi. Otóż Kisiel pisał, że upiera się przy prywatnym władaniu środków produkcji, na co Urban odpowiedział mu w gazetowej replice, że „równie dobrze  można się opowiadać za średniowiecznym feudalizmem, Napoleonem albo demokracją ateńską” (s. 287). To powiedział jeden z najbogatszych dziś Polaków, a świetnie to pokazuje prawdziwość przekonań ludzi ówczesnej władzy. Dowcipnie brzmi uwaga z felietonu z 1979 roku, że „uznany katolik to u nas zawód” (s.  98).W sytuacji, gdy zarządzający kolejami w Polsce tłumaczą, że koleje źle działają, bo za dużo osób podróżuje dobrze brzmią słowa Kisiela: „Najwidoczniej za dużo jest w Polsce ludzi i przeszkadzają państwu w jego ważnych pracach. Może by, jak doradzał Brecht, rozwiązać naród?” (s. 25). 

Podsumowując, felietony są gatunkiem specyficznym. Z natury lekkim. Dobre felietony są błyskotliwe, kąśliwe, ale też często pobieżne, a wnioskowania nie zawsze przekonują. Kisiel w tej książce ma momenty mocniejsze, ale ma i słabsze. Rażą przywoływane te same chwyty stylistyczne i odwołania, czasem, jakby trochę z braku pomysłów, czasem zagajenia są toporne, ale są momenty błyskotliwe, dla których warto książkę przeczytać. Oczywiście książka nie jest miarodajna dla dorobku Kisiela, ale musi tak być, jeśli kryterium doboru stanowi ingerencja cenzury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz